Wycieczka Ryga-Talin-Petersburg - 16-23.08.2017 r.

 

"Jeśli ktoś przeżył noc w Leningradzie choć raz, ten pokocha to miasto jak ja". W tym zmieniającym nazwy mieście spędziliśmy 4 noce, ale przed dotarciem do niego zwiedziliśmy po drodze stolice dwóch republik nadbałtyckich: Rygę i Tallin. Obie te stolice, oraz Petersburg, leżą nad Bałtykiem, w głębokich zatokach, w odległości ok. 300 km od siebie.

Łotewska Ryga jest ładnym, zadbanym miastem. Niestety, podobnie jak cała niewielka republika (ok. 2 mln mieszkańców), obecnie wyludnia się w wyniku emigracji. Wśród zabytków wyróżniają się secesyjne, 3-4-piętrowe, ustawione szeregowo kamienice, projektowane przez Michaiła Eisensteina z początkiem XX wieku. Jest ich ok. 800; spora część została odrestaurowana.

Mają proste, lecz bogato zdobione płaskorzeźbami elewacje, natomiast dziedzińce są podobno ponure. Dachy są płaskie, z tarasami.

Secesja w założeniach miała być całkiem nowym stylem, widać jednak, że jest kolejnym uproszczeniem w stosunku do klasycyzmu, który z kolei był uproszczeniem w stosunku do skrajnie ozdobnego baroku i rokoka. Gdy popatrzymy z dzisiejszego punktu widzenia, kamienice secesyjne wydają się podobne do współczesnych, z wyjątkiem rozlicznych zdobień elewacji.

W dalszej części miasta spotykamy resztki murów i budowli obronnych, kościoły i inne typowe miejskie obiekty.

Chętni mieli okazję wjechać na ostatnie piętro wysokiego hotelu i stamtąd podziwiać panoramę miasta.

Warto zwrócić uwagę, że tamtejszy parlament i budynki rządowe nie są otoczone żadnymi barierkami czy zasiekami. Ceny paliw są nieznacznie niższe niż u nas.

Po drodze do Estonii zatrzymaliśmy się na krótko w miejscu gdzie szosa biegnie prawie przy morzu i wyszliśmy na plażę. Było tam niewielu ludzi, ciepła woda i ładny piasek- dobre warunki do wypoczynku.


 


Estonia jest jeszcze mniejszym, 1,3-milionowm państwem, żyjącym głównie z turystyki. W jej skład wchodzi też 1600-2000 wysepek, z których część jest zamieszkałych.70% mieszkańców to ateiści (dane wg przewodniczki), a wyznania muszą się finansować same. Pomimo małej liczby wyznawców kościoły, głównie luterańskie, funkcjonują i kilka mieliśmy okazję zwiedzić. Również tam budynki rządowe nie są szczególnie chronione. Kancelaria premiera mieści się w skromnym budynku w ciągu domów przy jednej z ulic. Ceny paliw są nieco wyższe niż w Polsce.

Tallin historycznie dzieli się na górne i dolne miasto, a mieszkańcy obu części w przeszłości byli ze sobą na tyle skonfliktowani, że zbudowali mur niezgody. Jego pozostałości zachowały się, dzięki czemu mieliśmy okazję przejść przez jego bramę. Uwagę zwracają tarasy z widokami na miasto oraz na Zatokę Tallińską z portem. Drogą morską do Helsinek jest stamtąd zaledwie 80 km.


 


Po zwiedzeniu miasta zdążyliśmy jeszcze tego dnia przekroczyć granicę i dotrzeć do Petersburga, gdzie zatrzymaliśmy się w 12-piętrowym, położonym nad Newą hotelu "Ochtinskaja". Ma on ten plus (a miał też trochę minusów), że leży blisko centrum, choć pojęcie "blisko" w mieście zbudowanym z wielkim rozmachem jest względne. Jak można się domyślić, ta średnia bliskość jest kompromisem miedzy odległością a ceną.

Petersburg, położony w delcie Newy, na rozlicznych wyspach (pewne podobieństwo do Wenecji), nie ma wyraźnego centrum, w sensie rynku. Z okien hotelu było widać jeden z mostów (w całym, 5-6-milionowym mieście jest ich kilkaset), odległy ok. 1 km i 20 minut marszu. Po drugiej stronie Newy znajduje się Instytut Smolny, odległy w linii prostej o 1 km, ale dojazd do niego to kilka kilometrów.

Najważniejsze zabytki są zgrupowane w rejonie Pałacu Zimowego, przed którym znajduje się olbrzymi Plac Pałacowy. Od tego miejsca do hotelu jest ok. 6 km w linii prostej i przypuszczalnie ponad 10 spacerem.

Całe miasto rozciąga się z grubsza po 50 km w każdą stronę.

Zostało założone w 1703 roku przez Piotra I i stosunkowo szybko zbudowane. Leży w strategicznym miejscu, ale położenie ma też wady takie jak nadmiar wilgoci. Car uczynił go stolicą, uważając że ta powinna leżeć blisko granicy.

Główną ulicą (w sensie kulturowym, gdyż de facto jest tam dużo głównych ulic) jest 4,5-kilometrowy Newski Prospekt, który jednakowoż nie biegnie wzdłuż Newy i przy którym jest mało zabytków. Rozpoczyna się przy Placu Pałacowym, a kończy przy Ławrze Aleksandra Newskiego. Samo nabrzeże Newy jest ładnie zagospodarowane, ze ścieżkami pieszo-rowerowymi i chodnikami, tudzież miejscami z pasami zieleni. To miłe wrażenie psuje jednak swąd spalin (choć nie jest z tym gorzej niż u nas). Dzięki taniemu paliwu (ok. połowa naszej ceny) Rosjanie jeżdżą dużo, czego wynikiem są też gigantyczne korki. Rasy samochodów są tam zachodnie, takie jak u nas, trudno spotkać rosyjskie. Trzeba dodać, że ulice- zgodnie z pierwotnymi planami- są bardzo szerokie i mają obecnie wiele pasów ruchu.


 


W pierwszej kolejności zwiedziliśmy wspomniany Smolny, choć do zwiedzania było tam mało. Jego historia jest dość skomplikowana. Jest to właściwe zespół budowli, z wyróżniającym się wysokością smukłym budynkiem klasztornym z typowymi kopułami i białą, barokową elewacją.

Początkowo zbudowano klasztor żeński, który po 20 latach zlikwidowano z powodu braku chętnych. Na jego miejscu urządzono Instytut, co jest nazwą mylącą. W języku współczesnym należałoby to uznać za szkołę z internatem dla panienek z wyższych sfer. W czasie Rewolucji Październikowej mieścił się tam jej sztab, potem z budynku także korzystały nowe władze, a przez pewien czas mieszkał tam nawet Lenin.

Po różnych dalszych perypetiach klasztor przekazano w ostatnich latach Cerkwi Prawosławnej, która urządziła tam świątynię (sobór), w której nie wolno robić zdjęć nawet bez lampy i gdzie nie ma nic wyróżniającego.

Przed rzeczonym zabytkiem uwijali się obwoźni sprzedawcy pamiątek, czas więc na małą dygresję, dotyczącą handlu. U tychże sprzedawców można było kupować za złotówki, ale poza tym ani w sklepach ani w kantorach nasza waluta nie istnieje. Natomiast płacić można nie tylko rublami, ale także euro (kurs ok. 70 rubli za euro) i dolarami. Jest to zupełnie legalne i uwidocznione na paragonie, czym Rosjanie przewyższają naszych konserwatywnych ekonomistów. Co jeszcze ciekawsze, można część należności zapłacić kartą a część gotówką, co u nas nie przechodzi.


 


Kolejnym zwiedzanym zabytkiem była Ławra (klasztor, a faktycznie bazylika zwana też Soborem św. Trójcy) Aleksandra Newskiego, związana z jego zwycięstwem nad Szwedami w 1240 roku.

Właściwie jest to kompleks składający się ze świątyni, pałacu metropolity i dwóch cmentarzy ludzi zasłużonych. Zwiedziliśmy ten, na którym pochowano znanych twórców kultury i sztuki.

W samej świątyni złożono szczątki a nawet relikwie Aleksandra. Jest to budowla dużych rozmiarów, z typowym, cerkiewnym wyposażeniem.

Kolejna dygresja dotyczy religijności Rosjan (dane wg naszej przewodniczki). 80% deklaruje się jako prawosławni, ale jest to religijność od święta, element kultury. W rzeczywistości nie przykładają dużej wagi do religii, a kościoły świecą pustkami.

Kolejnym zwiedzanym kompleksem było Carskie Sioło, podmiejska rezydencja carów, do której dojechaliśmy 30. południkiem, przemierzywszy ok. 30 km.

Przy okazji ciekawostka. Dzisiejszy Petersburg był - jak wiadomo - początkowo zwany Piotrogrodem, potem właśnie Sankt-Petersburgiem, następnie Leningradem, aż wreszcie wrócił do drugiej nazwy. Natomiast otaczający go obwód (obłast', przewodniczka użyła nawet określenia "województwo") zgodnie z wolą mieszkańców nadal nazywa się "leningradzki".

Carskie Sioło jest dużą, barokową rezydencją, urządzoną z wielkim przepychem. Uwagę przyciąga wielka sala balowa z lustrami i licznymi złotymi zdobieniami. Przez kolejne, typowe pałacowe sale przechodzi się "złotym korytarzem". Wolno tam było robić zdjęcia, bez flesza.

Jedynym wyjątkiem była tu Bursztynowa Komnata, odtworzona w 2003 roku, po wielu latach prac.

Ściany komnaty, ale także oprawy obrazów czy płaskorzeźby, wszystko to jest wykonane jako bursztynowa mozaika. Niektóre elementy są zrobione z litych kawałków bursztynu.


 


Kolejnego dnia zwiedzaliśmy centrum miasta.

Jak już wspomnieliśmy, są tam zgrupowane najważniejsze zabytki, z Ermitażem na czele.

Najpierw przejechaliśmy przez Most Pałacowy, potem wokół Twierdzy Pietropawłowskiej, po czym zatrzymaliśmy się przy parkującym nieopodal krążowniku "Aurora", znanym z nadania sygnału do rozpoczęcia Rewolucji Październikowej. Okręt można zwiedzać wewnątrz, ale tego nie było w planie. Ze wszystkich wymienionych miejsc można było widzieć znajdujący się po drugiej stronie rzeki Ermitaż. Warto dodać, że typowy tam układ architektoniczny to kolejno: rzeka, bulwar, droga, chodnik i ściana budynków, co pewien czas przecięta prostopadłą ulicą. Gdy patrzy się z większej odległości, na przykład z drugiego brzegu, praktycznie widać tylko rzekę i stojące nad nią budynki.

Ostatecznie dotarliśmy od drugiej strony w rejon Placu Pałacowego (sam plac jest wyłączony z ruchu) i rozpoczęliśmy zwiedzanie Ermitażu z naszą przewodniczką. Jest tam kilka tras, a zwiedzenie całości za jednym razem nie jest realne. Mieliśmy zaplanowane 2 godziny, co pozwala tylko na pobieżne obejrzenie zbiorów. Obecnie częścią Ermitażu jest też Pałac Zimowy, gdzie można zobaczyć i same wnętrza, i eksponaty. Ermitaż założyła Katarzyna II w roku 1764.

W miarę powiększania się zbiorów dobudowywano kolejne skrzydła i w efekcie mamy kolejno Mały, Stary i Nowy Ermitaż. Obecnie cała kolekcja liczy 3 mln eksponatów, z czego część jest wystawiona, a reszta znajduje się w magazynach.

W Pałacu Zimowym wyróżniają się reprezentacyjne schody z białego marmuru. Kolejne w muzeum, kultowe eksponaty to srebrny grobowiec Aleksandra Newskiego (1400 kg srebra ), Sala Wielkiej Wazy z dziewiętnastotonową jaspisową wazą w kształcie patery, skomplikowany zegar w postaci pawia wraz ze zwierzętami towarzyszącymi (wszystko porusza się w określonych porach).

Ermitaż posiada olbrzymią kolekcję obrazów, ułożoną głównie według narodowości autorów. Z najbardziej znanych są tam 2 małe obrazy wczesnego Leonarda da Vinci (Madonna z Kwiatkiem i Madonna Litta). Ustawiają się do nich kolejki, głównie po to by zrobić zdjęcie, co w tym muzeum jest dozwolone (bez lampy).

Są też płótna Rafaela, Tycjana, Renoira, Rubensa (40 obrazów, w tym Bachus), Rembrandta, Canaletta i wielu innych malarzy.

Obrazy są opisane w języku rosyjskim i angielskim, lecz opisu samych sal nie widać. Trudno też bez przewodnika rozpoznać w jakim miejscu w danej chwili się znajdujemy.

Muzeum ma także sporą kolekcję rzeźb, w tym Skurczonego Chłopca, autorstwa Michała Anioła. W zasadzie brak odpowiedniego słowa na określenie pozycji chłopca, jest ona zbliżona do embrionalnej.


 


Na środku Placu Pałacowego znajduje się wysoka Kolumna Aleksandrowska z figurą zwycięskiego anioła, a naprzeciwko Pałacu Zimowego - ustawiona w łuk długa ściana budynków Sztabu Generalnego, z poprzecznym łukiem triumfalnym pośrodku, pozwalającym przejść na Newski Prospekt. Kształt całego tego kompleksu jest naprawdę wyjątkowy.

Kilkaset metrów dalej, na przedłużeniu zabudowań sztabu, znajduje się monumentalny, klasycystyczny (czyli nawiązujący do architektonicznych ideałów starożytności), ponadstumetrowy (4. miejsce w świecie) Sobór św. Izaaka, z pięciometrowymi ścianami, będący najpotężniejszym budynkiem w mieście. Pomysł rzucił już Piotr I. Po różnych zawirowaniach i nieudanych budowach ogłoszono konkurs na godną miasta świątynię, którą potem budowano 40 lat i ostatecznie otwarto po połowie XIX w. Na jej obwodzie postawiono (i to przed wybudowaniem ścian) potężne kolumny z czerwonego granitu, a na drugiej kondygnacji- mniejsze kolumny wspierające kopułę. Można obejrzeć miniaturę rusztowania służącego do stawiania kolumn w czasie budowy.

Świątynia jest postawiona na planie krzyża greckiego, z czterema fasadami skierowanymi na 4 strony świata, na których znajdują się olbrzymie (42 m2) rzeźbione dębowe drzwi (też czworo), tak ciężkie (20 ton), że otwiera się je tylko na specjalne okazje.

Może pomieścić 14000 wiernych. Wewnątrz jest bogato zdobiona; szczegółowe opisy można znaleźć w Internecie. W gruncie rzeczy wszystkie cerkwie są wewnątrz do siebie podobne i aby je rozróżnić, trzeba byłoby wejść w szczegóły.

O ile świątynie protestanckie są prawie bez ozdób, to prawosławne, wywodzące się przecież z Bizancjum, są zawsze pełne zdobień, a nawet nimi przepełnione. Różnice zależą od wielkości świątyni i dostępnych środków finansowych. W przypadku Izaaka, będącej świątynią reprezentacyjną, oba te warunki są w górnych pułapach, zatem zwiedzający może się zachwycać przepychem wnętrza. Czy jest to istotne z religijnego punktu widzenia? Są na ten temat- jak widać- rożne poglądy.

W ostatnich latach Cerkiew zażądała przekazania jej obiektu, ale pod warunkiem, że władze miasta wezmą na siebie ciężar jego utrzymania. Jest to dla miasta mało atrakcyjna propozycja, szczególnie dlatego, że koszty są wysokie, a po przejęciu normalny ruch turystyczny zamarłby. Na dodatek świątynia nigdy nie była własnością Cerkwi, a frekwencja na nabożeństwach jest niska. Na razie problem nie został rozwiązany.

Około 1 km w drugą stronę od Placu Pałacowego znajduje się Świątynia Zmartwychwstania Chrystusa, bardziej znana pod nazwą Zbawiciela na Krwi, zbudowana na planie 5-płatkowego kwiatu nieśmiertelnika, z kolorowymi kopułami. Krew w nazwie bierze się stąd, że po zamordowaniu cara Aleksandra II na miejscu zamachu zbudowano świątynię.

W wewnętrznym wystroju warto zwrócić uwagę na malowidła, w rzeczywistości będące mozaikami. Zrobiono tak, aby zapewnić odporność na warunki środowiska (wilgoć). Nie ma tam ani jednego obrazu malowanego.


 


Kolejnego dnia pojechaliśmy do odległego o ok. 40 km Peterhofu, podmiejskiej rezydencji carów prawie od początku istnienia Petersburga.

Pomimo tej odległości leży ona także nad morzem. Główną jej atrakcją jest park z wymyślnymi, przepięknymi fontannami, z wkomponowanymi postaciami i z różnymi ozdobami. Wszystko jest złocone, odporne na warunki otoczenia. Część fontann jest ustawionych amfiteatralnie, a z górnego tarasu do dolnego ogrodu schodzi się po ozdobnych schodach. Woda zasilająca fontanny jest doprowadzana grawitacyjnie z odległego o 22 km wzgórza, po czym spływa kanałem (który sam w sobie też jest atrakcją) do Zatoki Fińskiej.

W parku jest kilka wodnych siurpryz, czyhających na nieostrożnego spacerowicza: tryskające wodą sztuczne drzewka czy kamienny parasol niespodziewanie ociekający wodą i w ten sposób więżący gapę.

Poza głównym pałacem z trzygłowym orłem, leżącym przy górnym tarasie, w parku znajduje się ulubiony przez Piotra niski i długi pałacyk Mon Plaisir, którego tył wychodzi na zatokę (na szczęście płytką, średnia głębokość to 6 m). Przyjeżdżający tam goście obsługiwali się sami, nie wolno było korzystać z służby.

Obecnie obok leżącego nieopodal wylotu wspomnianego kanału jest molo oraz mały port dla statków wycieczkowych.

Peterhof był wysadzony przez hitlerowców. Zaraz po wojnie przystąpiono do restauracji, co trwało długo, ale kompleks został dość szybko oddany do użytku, choć prace nadal trwały.

W drodze powrotnej przejechaliśmy 2 przystanki metrem. Było ono budowane w latach 50. i jest głębokie, gdyż musiało być poprowadzone w twardym gruncie. Stacje są bardzo ozdobne, jak to jest w zwyczaju w Rosji.


 


Po powrocie do miasta pojechaliśmy do Twierdzy Pietropawlowskiej, leżącej - jak już wspomniano- w rejonie centrum, naprzeciwko (przez rzekę) Ermitażu, na Wyspie Zajęczej. W tym wypadku pojęcie „centrum” jest o tyle uprawnione, że ta właśnie twierdza była pierwszym punktem zaczepienia i to wokół niej budowano miasto. Była bardzo dobrze umocniona i uzbrojona, z grubymi murami i sześcioma bastionami, ale nie miała okazji sprawdzić swych możliwości- nie była atakowana.

Urządzono tam potem więzienie. W twierdzy niewiele jest do zwiedzenia. Byliśmy w Soborze Pietropawłowskim, wysokiej i szczupłej budowli (dzwonnica z iglicą o wysokości 122,5 m), w której są pochowani carowie (włącznie z Piotrem I) i ich rodziny, na ogół w sarkofagach z białego marmuru, stojących na posadzce.



Ostatnim tego dnia i całej wycieczki punktem był godzinny rejs niskim stateczkiem po drogach wodnych Petersburga (nb. dla Rosjan jest to Peterburg, bez litery "s" w środku). Zaczęliśmy od rzeki Fontanki, następnie płynęliśmy kanałem Kriukowa, pod Mostem Pocałunków i rzeką Moiki, pod mostem niebieskim, długim -w kierunku naszego ruchu- na 100 m, kanałem koło Małego Ermitażu, po czym wypłynęliśmy na Newę (przy okazji: jest to młoda rzeka, o długości 74 km i głębokości 13-30 m, wypływająca z Jeziora Ładoga). Przed Mostem św. Trójcy skręciliśmy z powrotem na Fontankę, przebywszy sumie 8-10 km. Przypuszczalnie drogą wodną można w tym mieście dopłynąć prawie wszędzie.

Nasz rejs uzupełniła dziewczyna biegnąca chodnikami równolegle do nas i pozdrawiająca nas od czasu do czasu. W ten sposób zbierała pieniądze na jakieś swoje cele. Doceniliśmy ten wyczyn i chętnie wspomogliśmy ją drobnymi datkami.

Jednego z dni był zorganizowany fakultatywny wieczór folkloru, innego- nocne zwiedzanie miasta i zwodzonych mostów. Uczestnikom nocne, iluminowane miasto bardzo się podobało, podobnie jak rosyjski folklor. W wariancie light można było obejrzeć podnoszenie mostu z okna hotelu.

Wracaliśmy z jednym noclegiem, na Łotwie, w 100-tysięcznym mieście Daugavplis, też w wysokim hotelu.

Janusz Mirek

 

Powrót do Wydarzenia 2017