Moje lwowskie impresje  - 9-11 czerwca 2017

  Wycieczka  do Lwowa  to dla większości Polaków w pewnym wieku, podróż  sentymentalna. Tak też było ze mną. Kiedy dowiedziałam się, że jest organizowana wycieczka do Lwowa, natychmiast poprosiłam o wpisanie mnie na listę uczestników, po ubiegłorocznym doświadczeniu z Bułgarii, byłam przekonana, że to będzie udana podróż w towarzystwie miłych, zarażonych pasją poznawania świata ludzi i, także tym razem, nie zawiodłam się!
  Wyruszyliśmy z Dzierżoniowa tuż po trzeciej (rano!) w piątek, 9 czerwca. Około 11:00 byliśmy już na granicy polsko-ukraińskiej. Tutaj, niestety, trzeba było odstać swoje, przed 14.00 wjeżdżamy na Ukrainę, a przy wjeździe do Lwowa mamy jeszcze „mały incydent”, ciężarówka blokuje przejazd i tracimy trochę czasu.
Pierwszy kontakt z miastem i naszą miłą przewodniczką po Lwowie, panią Zuzanną, jest, dla mnie bardzo pozytywny.
  Najstarsza wzmianka pisemna o Lwowie pochodzi z 1256 r. Za założyciela miasta tradycyjnie uważa się Daniela Halickiego, księcia Halickiego i Wołyńskiego, a nazwa miasta miałaby pochodzić od imienia jego syna Lwa, a lwy, symbole miasta, są widoczne w wielu miejscach.  Już pierwszy spacer po  Starym Mieście pozwala nam dostrzec jego różnorodność i ślady wielu kultur: polskiej, ormiańskiej, ukraińskiej, żydowskiej…
Stąd bogactwo świątyń różnych wyznań, znajdziemy tutaj kościoły katolickie, greko-katolickie, cerkwie prawosławne.
Wśród nich na uwagę zasługuje  Kościół Dominikański, Katedra Łacińska, Cerkiew Wołoska,a także dawny jezuicki kościół św. Piotra i Pawła, który dzisiaj jest cerkwią garnizonową. Poruszająca była dla mnie wizyta w tej świątyni, gdzie upamiętnieni są młodzi ludzie, żołnierze, którzy zginęli w trwającym konflikcie rosyjsko-ukraińskim w Donbasie. Radosna atmosfera, panująca na pięknym Rynku; mnóstwo młodych ludzi, muzyki, jednym słowem radość życia w ciepły piątkowy wieczór, nic tutaj nie przypomina tego konfliktu.
  Wśród kolorowych kamieniczek wyróżnia się jeden budynek - Czarna Kamienica, a także cztery fontanny, szczególnie ta z rzeźbą Neptuna. I oczywiście mnóstwo klimatycznych kafejek, knajpek - szkoda, że nie mieliśmy dość czasu, żeby napić się kawy, piwa lub zjeść jeden ze specjałów tutejszej kuchni… Ale to przy okazji następnej wizyty we Lwowie!
    Wieczór kończymy zasłużonym odpoczynkiem po kolacji w bardzo miłym i wygodnym hotelu „Mars”, który nas gości przez dwie noce.