„Literatura kobieca po 1918 roku”

O czym mówiłam, a czego nie powiedziałam.
Łatwo odpowiedzieć na pytanie, co oferowała tzw. literatura kobieca czytelniczkom polskim po pierwszej wojnie światowej, trudniej, gdy pytamy o preferencje naszych babek i prababek. Czytanie i dobór literatury to indywidualne preferencje każdego z nas. Wiemy na pewno, że z braku polskiej literatury dotrzymującej kroku nieuchronnym przemianom w statusie mentalno-społecznym i politycznym kobiet Polki czytały przebogatą i odważną literaturę skandynawską (S. Unsted "Krystynę, Córka Lawransa", Selmy Lagerof "Annę Svard") i angielską (m. in. Kate Mansfield i Virgini Woolf). Powieści Rodziewiczówny i "Trędowatą" Heleny Mniszek. Powieści Miłaszewskiej i tzw. romanse dworkowe, jak "Dzikuska" Ireny Zarzyckiej.

Ale na interesującą nas polską tzw. literaturę kobiecą trzeba było trochę poczekać. (Nawiasem, sam termin wydaje się kontrowersyjny, wszak nie mówimy o literaturze męskiej!). Według historyków literatury wcześniej czy później musiała się narodzić. Nawet jeśli skomplikowała psychologię uczuć, wielką miłość skazała na banicję i pozbawiła czytelniczki optymistycznej baśniowej terapii literackiej. Odkryła to, co było dotąd tabu: psychikę kobiety. Przedtem "bycie" kobiety w świecie (i automatycznie w literaturze) oznaczało głównie role rodzinne, rzadziej kulturowe czy społeczne. Ale w latach 20. i 30. XX wieku pojawiała się "kobieta nowa", niezależna, wolna od mundurka narzuconego przez społeczeństwo. Pisarki zapragnęły przestać pisać pod męskimi pseudonimami. Chciały dotykać spraw drażliwych, nawet jeśli spotykały się z krytyką ze strony męskiego świata literackiego, który nie oszczędzał kreowanych przez nie bohaterek ("zadowolone z siebie i ze swoich smutków kobietki", "upiornie zapatrzone we fragmenty ciał mężczyzn", "niepokorne owieczki" itd.). Tymczasem bohaterki, kobiety "po przejściach" lub wchodzące dopiero w życie, zaczęły szukać dla siebie miejsca w świecie, który nie do końca do nich należał.

Świadczy o tym choćby zastosowany przez Rodziewiczównę w powieści "Lato leśnych ludzi" (1920 r.) wybieg. Bohaterkami książki miały być autorka i jej dwie przyjaciółki, które w chacie (słynnych Czaharach) spędzały letnie miesiące, „ekologicznie i ornitologicznie”. Ale znając ówczesne realia obyczajowe, Rodziewiczówna wiedziała, że jeśli bohaterkami będą kobiety, książka nie odniesie sukcesu, o potencjalnym skandalu nie wspominając. Bo trzej młodzi mężczyźni mogą jako przyjaciele sami spędzać letni czas w głuszy, kobietom „nieparzystym” – nie wypada... W ten sposób powieść, która mogła się stać oryginalną zapowiedzią polskiej literatury kobiecej, stała się opowieścią... o męskiej przyjaźni! 
Ale stało się, literatura kobieca rozkwitła i powołała do życia nowy typ bohaterki: z rozwianymi marzeniami, noszącej w sobie piekło, znajdującej się na krawędzi życia lub dążącej do samopoznania. Zwykle bywa narratorką i bohaterką dokonującą wiwisekcji samej siebie. Najważniejsze i doskonałe artystycznie książki tego nurtu w międzywojniu to sztuka dramatyczna "Dom kobiet" Z. Nałkowskiej, powieści: "Cudzoziemka" M. Kuncewiczowej, "Przygoda w nieznanym kraju" Anieli Gruszeckiej, "Dziewczęta z Nowolipek" Poli Gojawiczyńskiej, "Całe życie Sabiny" Heleny Boguszewskiej i cykl "Kobieta szuka siebie" Ireny Krzywickiej. Naturalnie, jak pisała prof. Kraskowska w jednej z książek "każda kobieta pisząca o kobietach prędzej czy później zostaje okrzyknięta feministką", co jednym pisarkom przeszkadzało, innym nie. Nałkowska, która nigdy nie utożsamiała się z ruchem feministycznym, wykrzyczała na Zjeździe Kobiet w 1906 roku: "Chcemy całego życia!" i - stworzyła bohaterki przegrywające z tym życiem. Bo całego życia dla kobiet nie da się wykrzyczeć. Ale można je opisać. Pod warunkiem, że nie napotka się ideologii zrównującej obie płcie w dziedzinie sztuki.

Literatura kobieca okresu międzywojennego, jak cała przedwojenna literatura, została oskarżona o burżuazyjność i albo wycofana, albo nie wznowiono jej druku. 
Ale po 1989 roku narodziły się nowe gwiazdy. Warto zestawić dowolną książkę z dwudziestolecia międzywojennego z tą powstałą kilkadziesiąt lat później ilustracją kobiecej twórczości. To piękna i pouczająca lekcja. 
Nawet jeśli Zofia Nałkowska pewnie powiedziałaby o jednej i drugiej: Literatura kobieca? "Był dom, był las, trochę zwierząt - a poza tym już tylko psychologia. Zupełnie jak w skandynawskiej powieści". 

A "gorszycielka" Irena Krzywicka narzekałaby, że "kobieta (wciąż jest) nie dokochana słowami". A ja dodałabym gwoli uzupełnienia: nie dokochana słowami w literaturze i w życiu". 

JWP

 

Powrót do Wydarzenia 2025