„Co ma piernik do wiatraka”

  „Choć stary piernik - wciąż słodki, rzekła baba do szarlotki”, „Pachnie piernikiem bo aromat niezmienny,  korzenny” , „Idą święta, piecz piernika z pod choinki szybko znika”. Gwiazdki, koniki, serduszka, mikołaje zapakowane w celofanowe torebki, zawieszone na choince, sprzedawane na jarmarkach i straganach odpustowych  -  to pierniki.
   Magiczny zapach korzennych specjałów ale tak naprawdę co o nich wiemy?
  9 listopada 2019 r. odwiedziliśmy Śląską Piernikarnię w Niemczy i wysłuchaliśmy bardzo ciekawego wykładu, który poszerzył naszą wiedzę o tym przysmaku. Małe kameralne muzeum o niepowtarzalnym zapachu miodu i przypraw. To śliczne miejsce, którego celem jest przywracanie tradycji Śląska. Pani Karolina Klimek jest niewątpliwie wielką fascynatką historii piernikarstwa, dlatego warto odwiedzić to miejsce.
   Historia piernika zaczyna się w starożytności, wtedy zwane były miodownikami. Słodzono je oczywiście miodem początkowo wybieranym z barci leśnych a później zakładano pasieki pszczele, które dostarczały miodu. W jednej z rzymskich książek kucharskich znajduje się przepis na miodownik z pieprzem.
   Dopiero w średniowieczu zaczęto używać innych przypraw które, sprowadzano do Europy dzięki wyprawom krzyżowym. Wraz z rozwojem miast pojawiają się wyspecjalizowane cechy piekarskie. Korzystają one z doświadczenia zakonników. Tak oto rozpoczyna się wielka kariera piernika. Receptury były pilnie strzeżone. W dawnych czasach wypiekano dwa rodzaje pierników: miękkie i figuralne. Różnica tkwiła  w dodaniu bądź nie środka spulchniającego.
   Pierniki to nie tylko słodycz, przypisywano im właściwości lecznicze gdyż dzięki zawartości ostrych przypraw pobudzały trawienie. Z uwagi na te właściwości były sprzedawany w aptekach. Podobno ze względu na bardzo dobrą trwałość żołnierze brali je ze sobą na wyprawy. Były  również cenioną zakąską do wódki stąd popularna fraszka: „Kto nie pija gorzałki i od niej umyka, ten nie godzien słodkiego kosztować piernika”. Zachwycały się nimi również damy dworu, z powodzeniem też sprawdzały się jako prezent. Obdarowywano nimi polskich królów między innymi Zygmunta Starego po narodzinach syna.
   Pierniki często kojarzą się nam z Toruniem a to jednak nic bardziej mylnego. Śląska tradycja piernikarska jest o sto lat dłuższa niż toruńska. Zanim w Toruniu nauczono się wyrabiać pierniki rzemieślnicy z Raciborza, Gliwic i Bytomia, Barda, Wrocławia a nawet Świdnicy byli już w tej dziedzinie prawdziwymi mistrzami.
   Jednak korzennych specjałów nie mógł skosztować każdy. Ze względu na wysoką cenę tylko bogaci mieszczanie mogli sobie pozwolić na ich kupno. Potocznie mówiło się że pieprz jest na wagę złota, sprowadzano go z Indii. A nazwa piernik pochodzi od słowa ”pierny” czyli pieprzny.
   U mistrzów piernikarskich terminowali młodzi piekarze, jednym z nich był Mikołaj. To właśnie on przez pomyłkę wsypał do ciasta piernikowego przyprawy korzenne.  Stało się to  wielkim sukcesem. Od tego czasu do piernika zaczęto dodawać  mnóstwo egzotycznych przypraw, które początkowo przypływały drogą morską. Są to między innymi cynamon, imbir, goździki, kardamon, gałka muszkatołowa i anyż.
   Posiadanie piernika było też wyrazem zamożności, więc zabiegano o posiadanie tego wyrobu. Legenda głosi że w skład wiana panny młodej musiały wchodzić pierniki. Mówi się, że kiedy rodziła się dziewczynka wyrabiano ciasto a piekło się pierniki dopiero na jej ślub. Ciasto było przechowywane w drewnianych kadziach i dojrzewało przez kilkanaście lat.
   Z ciasta wyciskano różne kształty za pomocą specjalnych foremek wykonanych przez snycerzy artystów z drewna drzew owocowych. Pierniczki przybierały kształty: tarcz herbowych, postaci rycerzy, królów  albo motywów religijnych. Często kształty pierników miały znaczenie np.: serce oznaczało miłość, anioły dobro, rękawiczka była wyrazem szacunku, piesek wierności.
   Posiedliśmy niezbędną wiedzę, nabraliśmy szacunku dla piernika i wzięliśmy  udział  w warsztatach w sposób bardzo aktywny. W specjalnych moździerzach dziewczyny utarły przyprawy, wyrobiono ciasto wcześniej podgrzewając miód. Przy długich drewnianych stołach  rozłożono drewniane misternie wyrzeźbione „jak za dawnych czasów” foremki, każdy dostał kawałek aromatycznego ciasta w powietrzu unosił się zapach miodu i przypraw.
   Wypełnianie foremek pod okiem naszej przewodniczki okazało się dość proste i pierniki wylądowały w piecu. Kilkanaście minut emocjonujących oczekiwań, pachniało coraz mocniej. Przyznam podglądałam, niektórym nawet ślinka ciekła. Upieczone pierniki zabraliśmy do domu aby obdarować swoich bliskich albo skonsumować do kawy.
   Myślę, że po tych pouczających warsztatach każdy z nas potrafi upiec pierniki. Idą święta a więc okazja doskonała, wagę radzę schować do szafy, żyje się tylko raz. A co ma piernik do wiatraka to nawet piernik nie wie.

  Irena Kowal


Powrót do Wydarzenia 2019